Kolejny bardzo ważny rok przed nami. W październiku wybieraliśmy władze samorządowe, a teraz przyjdzie nam wybrać swoich przedstawicieli w parlamencie i europarlamencie. Jak przed każdymi wyborami, wypada podsumować minioną kadencję i „rozliczyć” rządzących.
Cztery lata temu obiecano nam, że Polska miodem i mlekiem spłynie, a kilkanaście lat temu, że „będziemy zieloną wyspą”. Czy spłynęła polska kraina mlekiem i miodem? Lub w wersji poprzedniego rządu – czy jest zielona i przyjazna do życia? Dla niektórych faktycznie nadeszły 4 lata obfitości, ale na innych 4 lata wyjątkowej posuchy. Czy rząd sprawiedliwie przez ten czas potraktował Polaków?
Pieniądze za samo istnienie
Partie obiecywały Polakom pieniądze nie za pracę, a a samo istnienie. Żeby była jasność – tylko niektórym Polakom. Przede wszystkim rodzinom. Słynne 500+ to nie wszystko, na co polska rodzina może liczyć. Dodatków jest tak dużo, że gdyby wymienić je wszystkie, musielibyśmy temu poświęcić niemal całe wydanie gazety. Oprócz nowo wprowadzonych zwiększone zostały te istniejące wcześniej. Wymieńmy więc te podstawowe.
- Zasiłek rodzinny w wysokości: 95 zł miesięcznie na dziecko do 5 lat, 124 zł miesięcznie na dziecko od 5 do 18 lat, 135 zł miesięcznie na dziecko od 18 do 24 lat. Do tego dochodzi:
- jednorazowy dodatek z tytułu urodzenia dziecka, tzw. becikowe – 1000 zł;
- dodatek z tytułu opieki nad dzieckiem w okresie korzystania z urlopu wychowawczego – 400 zł miesięcznie;
- dodatek z tytułu samotnego wychowywania dziecka – 193 zł miesięcznie na dziecko, ale nie więcej niż 386 zł na wszystkie dzieci
- dodatek z tytułu wychowywania dziecka w rodzinie wielodzietnej – przysługuje na trzecie i następne dzieci, a wynosi 95 zł miesięcznie;
- dodatek z tytułu podjęcia przez dziecko nauki w szkole poza miejscem zamieszkania – wynosi 113 zł miesięcznie na pokrycie wydatków związanych z zamieszkaniem w miejscowości, w której znajduje się szkoła, a 69 zł miesięcznie na pokrycie wydatków związanych z dojazdem do szkoły;
- dodatek z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego – 100 zł na dziecko, jednorazowo raz w roku. Ponadto rodzinie przysługuje:
- zasiłek stały dla osób niezdolnych do pracy
- zasiłki okresowe
- zasiłki celowe na pokrycie określonych wydatków
- nieoprocentowana pożyczka udzielana od gminy, która może zostać częściowo lub nawet całkowicie umorzona
- bezpłatne posiłki
- mieszkanie komunalne lub lokal socjalny
- dodatek mieszkaniowy, czyli pomoc w opłatach za lokal
- inne wsparcie od gminy wedle uznania – sprzęt, stypendia, wyprawki, itd.
Jak widać, w Polsce rodzina nie może narzekać na brak pomocy od państwa. I tu należy zgodzić się z wieloma komentatorami sceny politycznej – rząd PiS rzeczywiście stworzył lepsze warunki życia dla rodzin w Polsce. Dalej pojawia się tylko pytanie – czy nas na to stać i kto sfinansuje te wszystkie socjalne dobra? I choć może pojedynczy dodatek nie jest zbyt wysoki, ale jak się zbierze je wszystkie, wychodzi już niemała suma miesięcznie. Wiele osób zatrudnionych za minimalną krajową (ustaloną przecież przez państwo) za cały miesiąc pracy nie dostanie takiej kwoty, jaką mogą zebrać z socjalu rodziny wielodzietne. A te dochody to często ponad 5, 6 tys. zł. Należy nadmienić, że w związku z brakiem pracy, dorośli (rodzice) nie muszą odprowadzać podatków jak wszyscy inni pracujący tj. CIT, VAT oraz opłacać ZUS-ów, czyli zmory każdego przedsiębiorcy w naszym kraju.
Rozdawnictwo bez edukacji niczego dobrego nie przyniesie
Jak się okazuje dobry socjal zgotowany niektórym przez rządzących jest wspaniałym polem do tego, żeby zrezygnować z dotychczasowej pracy. Mamy nawet takie wrażenie, że w Polsce pojawił się następujący trend: jedno z małżonków zwalnia się z pracy, drugie (najczęściej mężczyzna) pracuje „na czarno”, a rodzina pobiera miesięcznie kilka tysięcy zł za samo istnienie. I nie są to bezpodstawne tezy, bowiem do naszej redakcji zwraca się wielu Czytelników podkreślający nam ten problem. I dochodzi do swoistego absurdu, bo ludzie którzy żyją z naszych podatków coraz częściej mają miesięczne „przychody” większe od tych którzy pracują całymi dniami.
Więcej! Prawo rozdawnictwa powoli zaczyna się wymykać spod kontroli. Bo nawet pary mieszkające razem i wspólnie wychowujące dzieci celowo nie biorą ślubu, by pobierać dodatki dla samotnie wychowujących. Wśród moich znajomych mogę bez zastanowienia wymienić kilka par, które ze względu na dodatki socjalne nie zdecydowały się ostatecznie wziąć ślubu, a żyć w wiecznym narzeczeństwie. Nikt tego nie sprawdza, nikt tego nie kontroluje. Bo jak zaczną sprawdzać, to żerujący na budżecie państwa mogą się poczuć urażeni i w następnych wyborach już nie zagłosują. A przecież te głosy są na wagę złota! Każda osoba w naszej redakcji zna taką beztrosko żyjącą rodzinę, w której nikt ręką ani nogą pracy nie tknie. Pewnie wielu z Państwa też się z taką rodziną spotkało. Znamy też przypadki, gdzie w domach co miesiąc urządzana jest głośna zakrapiana zabawa „za 500+”, a w rodzinie nikt nie pracuje. Bo i po co? Pracować za 2000 zł jak tu tyle albo i więcej wpada co miesiąc ot tak? A tu jeszcze zacznę pracować, dochód będzie, zasiłki zabiorą i trzeba będzie rodzinę utrzymać. A po co się przemęczać? Po co marnować czas i energię na pracę skoro nic nie trzeba, tylko się rozmnażać?
„Państwo nic nie ma. Żeby coś dać, musi najpierw zabrać”
Te słynne słowa Żelaznej Damy Margaret Thatcher powinny dać każdemu jasno do zrozumienia, że tak naprawdę nic od państwa „za darmo” się nie dostaje. Żeby dać beztroskiej rodzince, skądś te pieniądze musi wziąć od kogoś innego. A skąd państwo bierze środki? Z podatków tej stale zmniejszającej się rzeszy pracowników i przedsiębiorców, którzy pracują nawet nie na swoją (głodową) emeryturę, ale przede wszystkim na socjale dla „ubogich”.
Co zatem dostają od państwa ci, którzy utrzymują nic nierobiących? Szukaliśmy długo, jakie dodatki, zasiłki czy inne wsparcie od państwa przysługuje pracującym – czy to zatrudnionym, czy to przedsiębiorcom, którzy przecież zatrudniają innych. Takie, które realnie pozwolą utrzymać firmę na rynku i uczciwie zapłacić pracownikom, którzy też chcą godnie żyć. Szukaliśmy i… nic. Bo nawet jeśli są jakieś zniżki, ulgi czy programy społeczne to i tak pierwszeństwo ma zawsze rodzina. A że wszystkiego jest za mało, to Ci pracujący i często zarabiający naprawdę miernie, mogą się jedynie obejść smakiem.
Przykre jest zatem to, że do ludzi pracujących władza ma takie samo podejście i tę samą poradę co były prezydent naszego kraju. Nie stać Cię na podstawowe potrzeby? Za mało zarabiasz? „Zmień pracę i weź kredyt” To wszystko, co możemy Ci zaoferować jako państwo, które utrzymujesz ze swoich podatków! Nie możemy Ci pomóc, bo musimy dać tym, którzy wolą się rozmnażać niż pracować. I tu zacznie się zaraz dyskusja wśród Czytelników i nasza skrzynka mailowa oraz telefony zaczną płonąć.
Można bowiem podnieść argument, że wzrost demograficzny jest potrzebny, bo dzieci, które dorosną także zarabiają na państwo. Otóż nie do końca. Jeżeli ktoś jest wychowany w rodzinie, gdzie nikt nie pracował, to z takim samym podejściem wkracza w dorosłe życie. Jeżeli jako młody człowiek nie nauczył się pracy, nie widział jej u swoich rodziców a widział, że i bez tego można żyć, jako dorosły powiela ten schemat. Zamiast iść do pracy, żyje z socjala. I tak koło się zamyka. Zamiast coraz większej liczby podatników, mamy rosnącą patologię. Wedle starej ludowej mądrości „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.
Rzeczpospolita Nielogiczna
PiS obiecało Polakom, że w czasie swoich rządów żadnych podatków nie podniesie ani nie wprowadzi kolejnych. I to się teoretycznie zgadza. Ale tylko teoretycznie. Bo rząd wpadł na pomysł, aby tych opłat, które wprowadza, nie nazywać podatkami! I tak np. zamiast kolejnego podatku na paliwo – jest „opłata emisyjna”, która oznacza tylko tyle, że ostatecznie zapłacimy za nie ok. 8 gr więcej za litr. Nie ma podatku? No nie ma, jest „tylko” opłata. Nie tylko z powodu nowej opłaty kwestia paliwa jest tak kontrowersyjna. Co tu kryć – nasza benzyna czy olej napędowy nie są takiej jakości jak np. w Niemczech, tylko znacznie gorszej. I gdy na całym świecie ceny paliwa lecą na łeb na szyję, u nas o obniżkach ani widu, ani słychu. Natomiast gdy wszędzie drożeje – wtedy solidarnie i my płacimy więcej.
Jeśli już jesteśmy przy oszczędności, warto wspomnieć o podwyżkach cen gazu o ok. 3,6% miesięcznie, bo „gazu się używa coraz więcej”. Cóż to za piękna polska logika. Jak zachęcić Polaków do wymiany pieców węglowych na gazowe? Podnieść ceny gazu! Jak zachęcać kierowców do zakładania instalacji gazowych w samochodach, aby nie zatruwać środowiska spalinami? Podnieść ceny gazu! Ta sama sytuacja ma się z produktami spożywczymi, które także czeka podwyżka np. sokami i nektarami. Jak zachęcić Polaków do zastępowania sztucznych napojów zdrowymi sokami? Podnieść ich ceny! Podwyżką VAT-u z 5% na 23% mają być bowiem objęte wszystkie napoje, które zawartość naturalnego soku mają powyżej 20%. To jednak plany, a w życie wejdą pewnie… dopiero po wyborach.
Pod koniec ubiegłego roku głośno było też o planowanych podwyżkach cen prądu, a co za tym idzie także wody, biletów kolejowych, chleba, owoców, warzyw, mięsa drobiowego i wielu innych. Dlaczego? Bo wszędzie, w każdym przedsiębiorstwie, sklepie, ubojni, masarni czy piekarni jest przecież używana energia elektryczna i ktoś musi za nią zapłacić. A przecież przedsiębiorca musi zarobić, aby utrzymać firmę, więc opłaty spadają na klientów. Oburzenie obywateli spowodowało tymczasowe zawieszenie tych planów, ale zawieszenie nie oznacza rezygnacji. Eksperci mówią o tym, że ceny prędzej czy później pójdą w górę.
Brakuje rąk do pracy, ale ręce nie chcą pracować
Oficjalne dane Głównego Urzędu Statystycznego z lat 2015-2017 nie pozostawiają złudzeń: kobiety w Polsce, także na Pomorzu, nie chcą pracować. Jak same przyznają, zarobki są dla nich nieopłacalne, gdyż z zasiłków od państwa dostają takie same pieniądze, a nawet większe. Jak zatem zachęcić je do powrotu na rynek pracy? Zapewne znacznie większymi zarobkami. Tylko jak pracodawca może zapłacić więcej pracownikowi – często bez wykształcenia i kwalifikacji, a takie głównie panie rezygnują z pracy – jak sam ledwo zipie?
Ile pracodawcę kosztuje pracownik?
Ile pracodawcę kosztuje utrzymanie pracownika? Dane, które nam się podaje nie przystają do rzeczywistości.
Teoretycznie minimalna krajowa brutto wynosi 2250 zł, co daje ok. 1634 zł netto. Można więc pomyśleć, że pracodawcę utrzymanie pracownika kosztuje „tylko” 616 zł. Ale to nieprawda.
Pracodawca musi oddać państwu:
- podatek dochodowy: 133,00 zł,
- ubezpieczenie społeczne: 711,91 zł,
- ubezpieczenie zdrowotne: 174,74 zł,
- Fundusz Pracy i FGŚP: 57,38.
To daje razem 1077,03 zł. Zatem aby pracownik mógł otrzymać minimalną krajową, pracodawca musi wyłożyć 2710,81 zł! Jeżeli więc porównamy ile ostatecznie wynoszą podatki, a ile minimalna krajowa widzimy, że państwo zabiera pracownikowi prawie drugie tyle, co ten dostaje na rękę!
I co pracodawca ma za te olbrzymie podatki? Ręce pełne roboty – na pewno. Czas wypełniony maksymalnie – na pewno. Ogromną odpowiedzialność, bo jest chlebodawcą innych – na pewno. Notoryczny stres czy uda mu się utrzymać firmę na rynku – na pewno. A co ma pracownik? Zasiłki, wsparcie, świadczenia? Praktycznie nie przysługują, o czym pisaliśmy powyżej. Opiekę zdrowotną? A ile czekamy za przyjęcie do specjalisty na NFZ? Ile leków/ zabiegów mamy refundowanych? Właściwa odpowiedź brzmi więc: niewiele.
Może pocieszeniem dla pracodawców i właścicieli firm w naszym kraju będzie godna emerytura? Nie! Za 1000 zł miesięcznie trudno o taki należyty odpoczynek po kilkudziesięciu latach uczciwej pracy. Gdzie więc podziewają się te pieniądze, które zbieramy całe życie ciężką pracą? I wreszcie – co ma powiedzieć i co ma zrobić taki mały lub średni przedsiębiorca, a to głównie tacy utrzymują ten kraj? Nie mamy co liczyć na wielkie zagraniczne koncerny i korporacje, bo te odprowadzają podatki do krajów, w których są zarejestrowane. Polskiego przedsiębiorcę, który ma pomysł, chce zarobić na życie i na państwo zżerają podatki. Pracownicy chcą więcej zarabiać, bo koszty życia stale rosną, ale budżet pracodawcy się nie rozszerza, bo dochodzą kolejne „opłaty”. Co więc robi przedsiębiorca? Albo zwija interes albo otwiera firmę za granicą – i tyle zyskuje państwo. I to całe państwo, bo upadające firmy to straty dla budżetu państwa, rynku pracy, a nawet leniwców z socjala.
Komu się należy, a komu nie?
Ktoś z rodziny powiedział mi kiedyś, że socjal jest na całym świecie, wszędzie i jest bardzo potrzebny. Owszem, jest to niepodważalny fakt. Ale np. w Wielkiej Brytanii czy Niemczech osoba młoda, pracująca, bez rodziny jeśli osiąga niskie zarobki też na takie wsparcie może liczyć! Dostanie mieszkanie, dostanie dodatek, dostanie wsparcie. I to ma sens! Chce pracować, płaci podatki, więc i jemu od państwa się coś należy! A w Polsce? Oczywiście, że osoba samotna zarabiająca zbyt mało, by móc kupić mieszkanie na kredyt może się ubiegać o komunalne czy socjalne. Ale i tak nigdy go nie dostanie, bo pierwszeństwo mają zawsze rodziny i seniorzy! I niezależnie od tego, kiedy się zgłoszą, i tak lądują na liście wyżej niż osoba samotna czekająca od wielu lat! Takie mamy piękne prawo! Co ma powiedzieć młody człowiek, który rozpoczyna swoją drogę zawodową i zarabia grosze? Przecież dla niego opłaty za czynsz, media itd. ani ceny produktów wcale nie są niższe, a pensja niemal głodowa! Jak ma się utrzymać za to, co dostaje w Polsce, często po 5 latach studiów, na które rodzice wydali pieniądze? Nic dziwnego, że młodzi wyjeżdżają za granicę! Czy to jest ta słynna sprawiedliwość społeczna? Czy o to rządowi chodzi? Taki jest jego cel? Czy ta cała piękna polityka socjalna nie odbywa się kosztem przedsiębiorców i ludzi pracujących? Tak ma wyglądać Polska mlekiem i miodem płynąca? Płynąca dla kogo?
IT, EP