Wiemy, jak wywołać burzę w szklance wody! Nasz felieton o atakach lewicowych mediów na osobę metropolity gdańskiego abpa Sławoja Leszka Głódzia odbił się szerokim echem i naraził nas na mocne słowa krytyki. Rozumiemy i szanujemy inne zdanie, ale czy nasi oponenci potrafią je uzasadnić?
Nie potrafimy policzyć, ile gromów posypało się na naszą redakcję za wspomniany tekst. Zazwyczaj słyszeliśmy to samo pytanie: jak możecie bronić duchownego, gdy zarzuty przeciw niemu są udowodnione? Odpowiadamy pytaniem na pytanie: w jaki sposób udowodnione? Słowo przeciw słowu to żaden dowód. Aby cokolwiek udowodnić, czy to przed sądem czy opinią publiczną, należy mieć zeznania kilku świadków lub dowody rzeczowe, np. nagrania. A takich na razie ani widu ani słychu! Ale to nie przeszkadza w rzucaniu oskarżeń w stronę drugiej osoby, szczególnie duchownego. Bo jakakolwiek reakcja ze strony metropolity gdańskiego i tak spotkałaby się z falą ataków lewicowego środowiska. Abp Głódź nie może się bronić ani ostro odpowiedzieć, bo przecież duchownemu tak wysokiej rangi nie wypada wdawać się w pyskówki, szczególnie z kimś o wątpliwej inteligencji. Mamy więc idealny materiał na ofiarę medialnej nagonki!
To już nie jeden raz w historii Polski się zdarzyło, że wysoki hierarcha kościelny mający posłuch u dużej rzeszy wiernych, jest „niewygodny” dla jednego z obozów. Nie pierwszy raz próbuje się podkopać autorytet takiej osoby wyssanymi z palca oskarżeniami, na które dowodów wciąż brak. Może niedługo powrócą praktyki z komunizmu i duchownym będzie się dopisywać „przestępstwa” i zamykać ich w więzieniach? Historia jednak pokazuje, że takie praktyki prędzej czy później kończą się fiaskiem. Może więc warto wyciągać wnioski z przeszłości i nie dopuszczać się praktyk, które są skazane na porażkę? Pokuszę się tutaj o jeszcze jeden przykry wniosek na temat działalności lewicowych mediów – w większości zresztą kontrolowanych przez zagraniczne koncerny. Mamy tu paradoks: środowiska lewicowe, ateistyczne i niewierzące chcą rozliczać innych z wszelkich grzechów. Tyle że brak podstawowej wiedzy na temat hierarchii wartości moralnych nie pozwala im odróżnić grzeszków od grzechów i robią aferę nie w tym temacie, co trzeba.
Bo z tego, że arcybiskup kiedyś na kogoś krzyknął lub nie (nadal nie wiadomo) można zrobić skandal dziesięciolecia, a przemilcza się rzeczy tak „błahe” jak darowizna Donalda Tuska dla Rosji w kwocie bagatela 1 mld zł. Sprawa ujrzała światło dzienne w połowie ubiegłego roku po raporcie Najwyższej Izby Kontroli. Przypomnijmy, że wyszło wtedy na jaw, iż polski rząd prowadził negocjacje w sprawie dostawy gazu do Polski przez rosyjski Gazprom po amatorsku, bez merytorycznego przygotowania oraz strategii i w rezultacie Polacy płacili za gaz rekordowe stawki. W wyniku negocjacji PGNiG w 2006 r. w sprawie przedłużenia umowy z RosUkrEnergo AG na dostawy 2,5 mld. m. sześc. gazu rocznie na lata 2007–2009, na żądanie Gazpromu dokonano zmiany formuły cenowej gazu dostarczanego do Polski. Koszty pozyskania gazu przez PGNiG z tego kontraktu wzrosły w związku z tą zmianą o 10 proc. rocznie. Co więcej, w 2009 r. Gazprom uzyskał zwolnienie z nieuregulowanych opłat dla spółki EuRoPol Gaz za przesył gazu w latach 2006–2009, szacowanych na co najmniej 300 mln dol. (ok. 1 mld zł). Temat, który powinien wywołać burzę w całym kraju (wszak okradziono wszystkich Polaków, także tych lewicowych) nie znalazł się w kręgu zainteresowania dziennikarzy z proniemieckich mediów. Kilka artykułów na ten temat pojawiło się w niezależnych serwisach o poglądach konserwatywnych, ale sprzyjające Tuskowi media „lojalnie” nie podjęły tematu. I tak sprawa umarła śmiercią naturalną. W sumie 1 mld zł to nic wielkiego.
Za to dziś lewica podejmuje niezwykle „poważne tematy”. Ostatnio na tapecie pojawił się „skandal” iż abp Sławoj Leszek Głódź… poświęcił oddział szpitala w Gdańsku. Michnikowskie media od razu „zwęszyły” aferę, bo jak to możliwe, że metropolita gdański pojawił się w szpitalu kontrolowanym przez Urząd Marszałkowski? Kto go tam zaprosił i dlaczego? Rzeczywiście, to sprawa wielkiej wagi! Warto rozpisywać się o tym przez kolejne tygodnie i napędzać machinę nienawiści. Bo to, że żyjemy w kraju katolickim, gdzie większość ludzi jest wierząca i w tak trudnych sytuacjach, jak np. choroba, ucieka się już nie tylko do pomocy lekarzy, ale i siły wyższej, nie jest wystarczającym argumentem za obecnością biskupa w takim miejscu. Warto byłoby, gdyby szanowni koledzy z „lewa” pojawili się w szpitalu choć raz. Tam nie znajdziemy nikogo, kto wymachuje tęczową flagą i wizerunkiem genitaliów. Tam bliscy chorych w spokoju, często powstrzymując łzy zanoszą nieme prośby do Niebios, by ocalić ich najbliższych. W szpitalach nie ma parad równości. Są za to kaplice z krzyżem.
Jaki to ciekawy paradoks: ateistyczne lewicowe media wytykają grzechy i żądają sądu. Rozgrzeszają za to swoich popleczników uważając się chyba za sąd najwyższy. Przydałoby się – tak dla odmiany – trochę prawdy w ich przekazie. I chociaż trochę konsekwencji, bo co inteligentniejszy obywatel zauważy skrajną obłudę. Może to dlatego poczytność najsłynniejszego polskiego dziennika lewicowego tak szybko i gwałtownie spada?
IT