Jarmark św. Dominika odbywa się w Gdańsku (z powojenną przerwą) od 1260 roku. Niewiele imprez na świecie ma tak długą i dostojną tradycję. Przez swoje niemal 8 wieków jarmark się zmieniał. Niestety zmiany te nie zawsze idą w pożądanym kierunku.
Po II Wojnie Światowej tradycja jarmarku została zarzucona. Polska ludowa prowadziła konsekwentną politykę wymazywania z pamięci dawnych tradycji „Ziem Odzyskanych”. Jarmark zaś był szczególnie podejrzany. Nie dość, że starszym mógł przypomnieć czasy Wolnego Miasta, to jeszcze – dzięki osobie patrona – miał niepożądaną wymowę religijną. Jednak zaangażowanie red. Wojciecha Święcickiego z „Wieczoru Wybrzeża” doprowadziło do reanimacji imprezy w 1972 roku. No i okazało się, że znakomicie trafiono w zapotrzebowanie społeczne: Na taką okazję firmy przygotowywały specjalną ofertę. Dzięki temu gdańszczanie i turyści zyskiwali szansę kupienia towarów, których zazwyczaj brakowało na rynku. A jeszcze przy okazji były jakieś imprezy, a jeszcze był pchli targ dla hobbystów…
Treść duchowa
W latach 70. były to jednak jarmarki – „wydmuszki”. Jarmark trwał wtedy 2 tygodnie (i 3 weekendy). Było wielkie handlowanie, były mniej lub bardziej udane koncerty, ale brakowało treści duchowej wydarzenia. A przecież jarmark przez stulecia miał uświetniać odpust. Wznowiony jarmark był „dominikański”, ale dominikanów nawet nie zaproszono do współudziału w jego organizacji. Z czasem jednak zaczęło się to zmieniać. Pojawiły się wydarzenia rzeczywiście dominikańskie – wykłady, wycieczki po niedostępnych na co dzień pomieszczeniach klasztornych itp. Symbolem odzyskiwania przez jarmark jego wymiaru duchowego była zmiana nazwy. W pewnym momencie Jarmark Dominikański stał się Jarmarkiem Świętego Dominika.
Ale…
Po zmianie ustroju, kiedy półki sklepowe zapełniły się, treść handlowa jarmarku zaczęła być coraz mniej ważna. Zaświtała więc nadzieja, iż w końcu uda się osiągnąć równowagę pomiędzy handlem, a refleksją. Niestety Opatrzność uznała, że na to wciąż jeszcze jest zbyt wcześnie. Dominikanie mieli ważniejsze sprawy na głowie, kiedy zły stan techniczny wymusił zamknięcie kościoła św. Mikołaja. Kiedy zaś w końcu kościół został ponownie otwarty – nadeszła pandemia. Ubiegłoroczny jarmark miał z tego powodu zdecydowanie mniej imprez niehandlowych. Ucierpiały na tym w znacznej mierze wydarzenia przypominające religijny wymiar jarmarku. Miejmy nadzieję, że w tym roku to „odduchowienie” jarmarku się zakończy. Sprzyja temu niepewna sytuacja międzynarodowa i wojna na Ukrainie. Przecież od wieków wiadomo, że „Jak trwoga, to do Boga”.
MW

