Przełom 2018 i 2019 roku był – i nadal jest – dość gorący. Pracownicy niektórych zawodów w Polsce pozazdrościli chyba Francji, gdzie od dłuższego czasu trwają zamieszki wywołane przez protestujące „żółte kamizelki”. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki m.in. nauczyciele i pracownicy sądowi uznali, że tak im źle w Polsce, tak mało zarabiają, że postanowili protestować.
Pracownicy administracji sądowej to grupa szczególnie „krzywdzona”. Kto by zniósł takie spartańskie warunki pracy? Codziennie od poniedziałku do piątku przez 8 godzin być zamkniętym w klimatyzowanych pokojach z biurkami i ekspresem do kawy? Za zerowy wysiłek fizyczny i siedzenie po kilka godzin w wygodnym fotelu? Za brak obowiązku pracy po nocach, w żadne święto ani weekend? Z jakimiś miernymi dodatkami za lata katorżniczej pracy? Za te wszystkie „trzynastki” i pozostałe dodatki? I to tylko tyle za tak efektywną i męczącą pracę? Za to, że nasze sądy działają tak sprawnie i tak szybko? Za to, że rozprawy ciągną się przez kilka a nie kilkadziesiąt lat? No kto by zniósł takie warunki? Ja się pracownikom sądowym wcale nie dziwię i jestem wręcz urzeczona hasłami, jakie wypisują na swoich transparentach. „Ciężka praca – godna płaca”, „Pracownik sądowy – status głodowy”, „Stawka mniejsza niż życie” i mój ulubiony: „Bez nas sądy nie istnieją, nawet w Biedrze się z nas śmieją”. Bardzo możliwe, tylko pytanie, dlaczego tak naprawdę „w Biedrze się śmieją”? Czy ktoś pamięta, kiedy ostatnio protestowali pracownicy marketów? Czy to dlatego, że tak im dobrze? A może ktoś jeszcze pamięta aferę sprzed kilku lat, kiedy to okazało się, że pracownicy sieciowych marketów pracują nawet kilkadziesiąt dni pod rząd, za minimalną krajową, na „śmieciówce” i to z przeciążeniem fizycznym znacznie wykraczającym poza wszelkie normy? Czy chociaż wtedy wychodzili na ulice z transparentami? Może więc „w Biedrze” się śmieją bo nigdy nie widzieli tak rozkapryszonych ludzi, którzy nie doceniają swojej wygody?
Kolejna skrzywdzona grupa w Polsce to nauczyciele. Im też się wcale nie dziwię! No bo kto by to wszystko zniósł? Aż 14 godzin pracy w tygodniu? Dwa pełnopłatne miesiące wakacji? Te wszystkie ferie świąteczne, zimowe, wiosenne i wszystkie wolne weekendy? Te „trzynastki”? No kto by to zniósł? Ja też uważam, że takie warunki pracy to skandal! Nie dziwię się, że grono nauczycieli podjudzanych i „nakręcanych” przez jednego osła podnosi taki hałas. Sama chodziłam do szkoły i wiem, jaki to trud. Wiem jak to ciężko prowadzić lekcję, kiedy się zapomni podręcznika, który należy podyktować uczniom. Pamiętam też ten wysoki poziom nauki! Pamiętam to „nie zaczyna się zdania od «a więc»”, czy „nie istnieje takie słowo jak «fajny»” i wiele, wiele innych przykładów świadczących o tym, że nauczyciele uczą nas źle. O ile w ogóle uczą. Bo czy można powiedzieć, że nauczyciel nauczył ucznia, jeśli ów uczeń musi jeszcze spędzać kilka godzin w tygodniu na korepetycjach. A ilu mamy takich uczniów? Czy każdy pobierający lekcje dzieciak ma wybitnego nauczyciela, ale jest kompletnym głąbem i dlatego potrzebuje „korków”?
Ja mam pomysł, jak rozwiązać tę trudną sytuację wszystkich „pokrzywdzonych” zawodów. Niech wszyscy mają podniesione stawki, ale pod jednym warunkiem – płatne WYŁĄCZNIE za realne efekty pracy! Nie wg zasady „czy się stoi, czy się leży, pensja się należy”, tylko wg zasady „co zrobione, to wypłacone”. Jest jeszcze druga opcja, bardziej radykalna. Zrezygnujcie z pracy! Skoro warunki i płace są tak fatalne, nie męczcie się tam! Wasz komfort psychiczny jest najważniejszy, więc nie róbcie sami sobie takiej krzywdy! Możecie przecież iść „do Biedry” i wtedy nikt nie będzie się z was śmiał! Cóż stoi na przeszkodzie?
Smutny nam się wyłania obraz polskiego społeczeństwa. Prawda jest niestety taka, że protestują tylko ci, którym jest za dobrze i za wygodnie. Niestety pozostałych nie stać na taki luksus jak strajki. Muszą zacisnąć zęby, zakasać rękawy i ruszać do pracy, żeby zarobić na chleb. Bo nikt im nie zapłaci za nieprzychodzenie do pracy, nie wykonywanie obowiązków i machanie łzawymi transparentami. Czy się stoi, czy się leży – w Polsce wszystkim się należy…
IT