Felietonytop

Piękna gdańska starówka nad cuchnącą Motławą

Gorący temat w Gdańsku ostatnich dni: awaria przepompowni ścieków na Ołowiance. Sytuacja groźna z punktu widzenia środowiska i mieszkańców ileż medialnego i politycznego szumu narobiła! I wcale nas to nie dziwi. Bo zrzucenie do Motławy, czyli rzeki-wizytówki miasta 150 ton nieczystości z Sopotu i tzw. Dolnego Tarasu Gdańska to nie byle co. To zamienienie rzeki, która i tak czystością nie grzeszy w – dosłownie – istny chlew!

I to mają widzieć turyści, którzy już w coraz większej liczbie odwiedzają miasto? To mają widzieć mieszkańcy udający się na spacer nad brzegiem Motławy? A przecież Gdańsk tyle robi dla środowiska! A to sadzi nowe drzewa, a to rozdaje kwiaty, a to zachęca do korzystania z komunikacji publicznej zamiast samochodu – wszystko w trosce o nasze piękne miasto i jego środowisko? Skąd więc taka – delikatnie rzecz ujmując – wpadka? Kto i gdzie dopuścił się zaniedbania? Odpowiedzi będzie szukać specjalna komisja składająca się z niezależnych inżynierów z polskich politechnik. Ale zanim usłyszymy oficjalną wersję nic nie szkodzi, by winnego szukać… między sobą. A jakże! Wersji jest co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście.

Kandydat na prezydenta Gdańska Kacper Płażyński winą obarczył swojego kontrkandydata, obecnego prezydenta Pawła Adamowicza. Wystosował do niego kilka oficjalnych pytań, które jednoznacznie sugerują, że włodarz Gdańska i podległe mu instytucje dopuściły się zaniedbań. Temat ten poruszony był nawet przez premiera Mateusza Morawieckiego, który gościł kilka dni temu w gdańskiej sali BHP. Najostrzej sytuację skomentował natomiast gdański radny PiS i prezes Lotos Petrobaltic Grzegorz Strzelczyk, który w wywiadzie dla Radia Gdańsk stwierdził, że „szambo, które trafiło do Motławy, to podsumowanie 20 lat prezydentury Pawła Adamowicza”. W imieniu włodarza Gdańska zarzuty odpierał wiceprezydent ds. polityki komunalnej Piotr Grzelak, który tłumaczył: „zareagowaliśmy bardzo pilnie i chcieliśmy w jak największym stopniu ograniczyć działanie tej awarii”. No tak, tylko… czy władze Gdańska nie słyszały takiego porzekadła, że lepiej zapobiegać niż leczyć?

Czy wylanie do rzeki 150 ton brudów to najlepsze co można było zrobić? Dlaczego miasto nie jest przygotowane do tego typu kryzysowych sytuacji? Przecież awaria może zdarzyć dosłownie wszędzie i w każdej chwili. A akurat Saur Neptun Gdańsk – zarządca tak gigantycznej przepompowni powinien mieć co najmniej jedno wyjście awaryjne, jeśli nie więcej. I nie może to być po prostu wylanie ścieków do rzeki czy morza. Jak wtedy będzie wyglądał Gdańsk?

SNG, jako główny zainteresowany sprawą też miał duży problem z ustaleniem winnego. Bo przecież jak trzeba gdzieś szukać, to najlepiej dookoła. Najpierw zrzucił odpowiedzialność na spółkę Energa Operator, podając, że przyczyną był spadek napięcia, który spowodował wyłączenie pomp. Dostawca energii stanowczo zaprzeczył i jako dowód dołączył nagranie rozmowy telefonicznej między swoim pracownikiem, a przedstawicielem SNG. A z tejże wynika, że zawinił „błąd telemetrii i niedoświadczona załoga”.

Dziś, po zakończeniu awarii SNG broni się, że zrzutka nieczystości do Motławy to było najlepsze rozwiązanie i w zasadzie nie miało dużego wpływu na ekosystem rzeki, bo na podstawie przeprowadzonych przez nich samych badań „jakość wody jest w normie”. Czyżby? Kto chciałby się wykąpać w rzece, do której spłynęła lawina brudów z więcej niż całego miasta? Albo kto chciałby zjeść rybę, która w takiej rzece pływała (o ile to w ogóle możliwe)? Nie widzę chętnych. To raczej oczywiste. Zresztą te „wyniki w normie” także wypadły chyba mało przekonująco, skoro w ostatnich dniach w celu ratowania motławskiego środowiska wodnego (i raczej też swojej reputacji) SNG rozpoczęło napowietrzanie wody. Zwiększenie stężenia tlenu w rzece ma stworzyć korzystne warunki dla życia organizmów wodnych. Szczerze mówiąc, nie jesteśmy przekonani co do skuteczności.

I najważniejsze pytanie: czego ta niedawna awaria nauczy Saur Neptun Gdańsk? Czy nadal ich jedyną opcją awaryjną będzie wpuszczenie ścieków do rzeki? A jeśli podobna awaria się powtórzy za miesiąc? Albo za pół roku? Kolejne 150 ton brudów w Motławie to też będzie nic takiego? Również nie przyniesie szkody środowisku? Dlaczego rozwiązanie, które właściwie nie powinno mieć miejsca jest tak łatwo wybieraną opcją?

Lubimy, jak wielu gdańszczan i turystów, przespacerować się gdańską starówką nad brzegiem Motławy. Ze względu na jej dotychczasowy stan czystości jednak woleliśmy się do niej zbytnio nie zbliżać. Teraz, kiedy SNG stwierdziło, że najlepiej pozbyć się brudów zrzucając je właśnie do rzeki jesteśmy pełni obaw, czy Motława będzie starówkę zdobić, czy zupełnie szpecić – nie tylko wyglądem, ale też zapachem…

IT

Dodaj komentarz

Gazeta-Wieczór-Pomorze