Felietony

Blaski i cienie gwiazdy opozycji

 

Niezmiennie od dłuższego już czasu podziwiam determinację opozycji, która co chwilę znajduje sobie nową gwiazdę, nowego męczennika i bohatera do walki z rządem PiS. Objawia się tu niebywały talent lewicy do wyłaniania z tłumu kolejnego supermana, który trafia na piedestał, jest hołubiony przez działaczy partyjnych. Swoją cegiełkę dokładają też lewicowe media i gotowe – nowa gwiazda jaśnieje już wszędzie, gdzie tylko się da.

Od listopada takim bohaterem jest sędzia z Olsztyna Paweł Juszczyszyn któremu została narzucona przerwa w wykonywaniu czynności służbowych. To oczywiście wina PiS – bo kogo by innego – więc pod sądami zebrały się tłumy w koszulkach z napisem „konstytucja” by bronić wielkiego niezawisłego sędziego i jemu podobnych. Tylko czy nowy bohater opozycji jest rzeczywiście taką postacią nieskazitelnie czystą?

Juszczyszynowi ta rola gwiazdy jak najbardziej odpowiada. Z jego wypowiedzi i publikacji w social mediach wynika, że obwołał się „papieżem” wszystkich sędziów w Polsce, gdyż co rusz „błogosławi” kolegom po fachu, którzy go popierają i niczym dowódca wojsk przed rozpoczęciem wielkiej bitwy apeluje do swoich żołnierzy, by się nie poddawali i kroczyli jego ścieżką. Walcząc oczywiście o niezawisłość, niezależność i praworządność. Ze wszystkich publikowanych przez niego treści bije potęga wielkiego zbawcy narodu, który w imię wyższych wartości znosi nie tylko prześladowanie ze strony złego rządu, ale też fale hejtu ludzi, którzy ośmielili się wytknąć tej wybitnej osobistości grzechy z niedalekiej przeszłości. Tym bardziej, że chodzi o sprawy, które rzucają duży cień na jaśniejącą gwiazdę opozycji. A niestety sędzia-bohater ma sporo na sumieniu.

Kilkanaście lat temu, dokładnie w 2007 r. na wokandę Sądu Rejonowego w Olsztynie trafiła sprawa Zbigniewa Parowicza, rolnika, którego gospodarstwo z powodu długów trafiło pod młotek komorniczy. Sprawę prowadził właśnie sędzia Juszczyszyn. Mimo, że wartość dobytku Parowicza opiewała na blisko pół miliona złotych, został on sprzedany nabywcy za zaledwie 217 tys zł. To niestety nie wystarczyło na pokrycie długów z odsetkami. Rolnika ścigali więc wszyscy wierzyciele, mimo iż przez kuriozalny „błąd” sądu stracił absolutnie wszystko. Parowicz nie poddał się od razu. Chodził od drzwi do drzwi szukając pomocy, ale nikt nie był w stanie uwierzyć, że jakikolwiek sędzia mógł popełnić tak olbrzymią gafę w tak prostej sprawie. Mężczyzna chwytając się ostatniej deski ratunku poprosił o pomoc ówczesną posłankę Lidię Staroń. Ta, oburzona faktem – że wymiar „sprawiedliwości” stanął po stronie oprawcy, nie ofiary, po czym chciał całą sprawę zamieść pod dywan – rozpoczęła działania. Pisma do prezesa sądu rejonowego na nic się zdały, podobnie jak pierwsze zapytanie do ministra sprawiedliwości, w którym skrupulatnie wyliczyła wszystkie błędy sędziego Juszczyszyna. Dopiero druga kontrola potwierdziła wszystkie jej zarzuty, niestety, jak napisał minister sprawiedliwości „nic już nie dało się w tej sprawie zrobić”. Staroń jednak się nie poddała i na podstawie uzyskanej opinii zażądała od prezesa sądu rejonowego wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec Pawła Juszczyszyna. Dopiero wtedy, a był to już 2010 r., sąd zwrócił się do nabywcy gospodarstwa Parowicza o wypłatę brakujących 182 tys zł. Niestety, ta historia nie ma happy endu. W ciągu trzech lat od sprzedaży gospodarstwa odsetki rolnika urosły tak bardzo, że nawet odzyskane pieniądze nie były w stanie spłacić długu. Gospodarz stracił wszystko: rodzinę, cały dorobek życia i zdrowie. W skrajnym ubóstwie, będąc już na wózku inwalidzkim zmarł na początku 2019 r. A wystarczyłoby jedno, wydane zgodnie z prawem, postanowienie „wybitnego” sędziego z Olsztyna. Zbigniewa Parowicza można było uratować. Niestety, do końca życia nie doczekał się od wymiaru nie-sprawiedliwości w osobie sędziego Juszczyszyna nawet przeprosin.

Inne „grzeszki” Pawła Juszczyszyna dowodzą natomiast tego, iż sędzia jest łasy nie tylko na rozgłos, uwielbienie i pochwały, ale też na pieniądze… swoich dzieci. Jako sędzia może liczyć na comiesięczną wypłatę rzędu bagatela 13 tys zł. Jego była żona, z którą ma dwójkę dzieci, to szeregowa pracownica urzędu, której zarobki nie przekraczają 3 tys zł. A mimo to „sprawiedliwy i niezawisły” sędzia walczy z byłą żoną o… 500+. Zgodnie z postanowieniem sądu, rozwiedzeni małżonkowie po połowie sprawują opiekę nad dwójką swoich dzieci. Juszczyszyn jest więc zdania, że wobec powyższego należy mu się 500 zł za jedno dziecko. Tak, proszę Państwa. To jest ten wielki człowiek i bohater opozycji. Jego pierwsze żądanie o przyznanie świadczenia MOPS odrzucił, ale sędzia jest na tyle pazerny, że postanowił dopiąć swego. Zaskarżył decyzję MOPS-u do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które nakazało zmierzyć czas przebywania dzieci u obojga rodziców. Sprawa jest w toku, ale biorąc pod uwagę zawziętość Juszczyszyna (którą przecież tak chętnie chwali się w mediach), sędzia wzbogaci się o te 500 zł miesięcznie, ustanowione i wypłacane paradoksalnie przez ten znienawidzony przez niego rząd.

Dziennikarze redakcji wszystkich stron sceny politycznej już niejednokrotnie pytali Juszczyszyna o wspomniane sprawy. Jednak sędzia, jak na prawdziwego męczennika przystało uniósł się dumą, na pytania nie odpowiedział, za to swoim wyznawcom oznajmił, że jako jednostka nieugięta pada ofiarą hejtu. Jednocześnie zapewnił, że mimo okrutnych „nacisków” pozostanie wierny sprawie. Od kiedy to zadawanie pytań bezpośrednio dotyczących faktów jest hejtem? Chyba tylko według mniemania sędziego Juszczyszyna. W każdym razie opozycja jeszcze raz powinna przemyśleć – i przede wszystkim lepiej sprawdzać – kogo wybiera sobie na nowego bohatera. Bo niestety, to już kolejna „nowa twarz” lewicy, która jedynie ją ośmiesza i pogrąża. Pokazując światu takie osoby jako ”przykład do naśladowania” opozycja wyświadcza tylko przysługę PiS-owi i raczej tymi sposobami nie uda się jej osiągnąć oczekiwanych rezultatów.

IT

Gazeta-Wieczór-Pomorze