Czy to koniec tenisa w Sopocie?
Tenis w Sopocie ma ponadwiekową tradycję. Już mój pradziadek chwalił się, że grał na sopockich kortach z następcą tronu kronprinzem Wilhelmem (późniejszym cesarzem Wilhelmem II). Chwalił się, że grał, a nie że wygrał. To chyba mówi samo za siebie.
Kiedy Sopot w wyniku II wojny światowej trafił w ręce polskie, natychmiast rozpoczęła się odbudowa zniszczonych kortów i tworzenie klubu tenisowego. W tym dziele zasługi nie do przecenienia mają bracia Kornelukowie. Stefan Korneluk przyjechał do Sopotu już w kwietniu 1945 r. (przypomnijmy, że Niemców wypędzono stąd 23 marca). Jan Korneluk zjawił się tu dwa miesiące później.
Dni chwały
Bracia (a zwłaszcza Jan, który był trenerem klasy mistrzowskiej) wychowali wielu głośnych zawodników i regularnie organizowali w Sopocie imprezy tenisowe najwyższej rangi. Pierwszy po wojnie ogólnopolski turniej tenisowy odbył się właśnie w Sopocie już w czerwcu 1945 roku. O sukcesach – także i międzynarodowych – sopockich zawodników nieraz opowiadał mi ojciec, który sam był zapalonym tenisistą. Podobno powstał tu specyficzny „sopocki” styl gry. Dowodem pewnej odwagi cywilnej była zmiana nazwy działającego tu klubu i nawiązanie do niemieckiej historii miasta. Klub, który początkowo nazwano „Odwet” zmienił nazwę na Sopocki Klub Tenisowy i umieścił pod swoim logo nieprawdziwą inskrypcję „rok założenia 1874”. (W rzeczywistości sopockie korty powstały w 1874 r., ale były własnością kurortu wynajmowaną przez chętnych. Klub zorganizowano tu dopiero w 1900 r.)
Konflikt SKT z miastem
Sopockie korty są własnością miasta. W 1999 r. Sopocki Klub Tenisowy na mocy obowiązującego wówczas prawa wystąpił o ich użytkowanie wieczyste, jednak władze miasta odmówiły podpisania umowy. Nastąpiła więc seria procesów miasta z klubem i wzajemnych oskarżeń. Miasto zarzucało władzom klubu kradzież klubowego mienia. (Ten zarzut został sądownie potwierdzony w stosunku do byłego prezesa.) Klub oskarżał miasto o nieposzanowanie prawa i łamanie zasad współżycia społecznego. Obie strony zarzucały sobie wzajemnie chęć wpuszczenia to dewelopera i zabudowania terenu kortów. Władze Sopotu nie godząc się na użytkowanie terenu przez SKT doprowadziły do postawienia klubu w stan upadłości i powstania nowego Sopot Tenis Klub, któremu oddało korty i do którego przeszli niektórzy zawodnicy i działacze SKT.
Dziś
Postępowań przed sądami było sporo. Jednak najważniejszy – już prawomocny – wyrok zapadł 15 grudnia ub.r. Sąd Najwyższy utrzymał w mocy zaskarżoną przez miasto decyzję dającą SKT prawo do wpisania do księgi wieczystej jako jedynego użytkownika kortów. 13 lipca br. działacze SKT weszli do znajdującego się na terenie kortów budynku. Konkurencyjny Sopot Tenis Klub sprowadził policję i doszło do awantury.
Co dalej?
Nie wiadomo, jak konflikt potoczy się dalej. Mimo prawomocnego wyroku miasto (jeśli zechce) ma spore możliwości utrudniania życia SKT. Jest przecież właścicielem terenu. Tylko, czy warto? Władze miasta mają moralny obowiązek zapewnienia warunków do prowadzenia działalności powołanego „w ramach walki z SKT” Sopot Tenis Klub. Naiwnością przecież jest myślenie, że skonfliktowany z nim SKT użyczy swoich kortów. Niepotrzebne przedłużanie konfliktu może doprowadzić do tego, że z obu klubów odejdą najlepsi zawodnicy, których nie obchodzą lokalne wojny podjazdowe, a tylko chcą w spokoju trenować. W Sopocie zostaną zawodnicy najgorsi, tacy, których nie zechce żaden klub. To może być już koniec sopockiego tenisa.
Z drugiej strony ani jeden, ani drugi klub nie będą inwestować w obiekt, na którym czują się niepewnie. Już dziś sopockie korty wyglądają gorzej, niż w ubiegłym wieku. Włodarzom miasta można przypomnieć podobną sytuację z torami wyścigów konnych. Do 1994 roku tory nie miały gospodarza i powoli popadały w ruinę. Dziś udało się już ten trend odwrócić. Obiekt jest zadbany i nawet odbywają się na nim zawody, ale już nie wyścigi. O ile sobie dobrze przypominam w XXI wieku ani razu tu się nie ścigano.
MW