Nadchodzą wybory, więc… głosujmy! Ale jak?
Na wstępie od razu pragnę się zastrzec – nie zamierzam nikogo agitować by głosował na tę, czy inną partię; na tego, czy innego kandydata, zatem te moje przemyślenia możecie czytać nawet w przedwyborczą sobotę podczas ciszy.
Kogo wybieramy?
Właśnie. Kim są posłowie i senatorzy? Dzieci w szkole uczy się, że to nasi przedstawiciele (nawet nasz typ organizacji państwa nazywa się demokracją przedstawicielską). Nie jest to do końca prawda. Parlamentarzyści rzeczywiście są przedstawicielami, ale nie zawsze wyborców reprezentują. Oni, jeśli są „partyjni” są przedstawicielami swojej partii. To widać podczas głosowań.
Choć teza jest oczywista, przypomnę tu jedno z takich głosowań. Chodziło o wprowadzenie do porządku obrad Sejmu ustawy metropolitalnej dla Pomorza. (Zaznaczam – nie było to głosowanie samej ustawy, a tylko tego, czy Parlament ma się nią w ogóle zajmować.) I wszyscy posłowie PiS byli przeciw. Nawet ci, którzy wcześniej deklarowali swoim wyborcom poparcie dla idei utworzenia metropolii. Byli przeciw nawet wbrew sobie. Bo ich klub poselski narzucił dyscyplinę głosowania. To pokazuje najlepiej, że bardzo często posłowie reprezentują partię i przed partią, a nie przed społeczeństwem czują się odpowiedzialni za swoje działania.
Ale przecież partie to my
Stwierdzenie, że posłowie są przedstawicielami partii, a nie wyborców może się wydać demagogiczne. Każdy wyborca, nawet, jeśli jest bezpartyjny, ma przecież swoje sympatie polityczne, którym dał wyraz głosując. Partia więc jest przedstawicielem swojej „bazy społecznej”, a wszystkie partie reprezentują całe społeczeństwo. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że reprezentowanie partii nie koliduje z reprezentowaniem wyborców. Czy tak jest w rzeczywistości?
Alienacja
Niestety pierwszy rzut oka może mylić. Partie często reprezentują interesy tylko i wyłącznie aparatu partyjnego. Sprawowanie władzy daje wiele korzyści nie tylko materialnych. W pewnych kołach podnosi to prestiż, chociażby dlatego, że „decydent” mając wpływ na politykę może przyspieszyć, albo wyhamować rozwój regionów, czy całego państwa. Zdobywanie poparcia dla swoich pomysłów wymaga popierania w zamian pomysłów cudzych. A zakulisowe pertraktacje „ja ci popchnę to, a ty mi tamto” powodują, że bardzo szybko ruch społeczny przekształca się w… klikę. Na poparcie tych słów nie potrzeba przytaczać żadnego dowodu. Setki afer, które opozycja wyciąga koalicji i vice versa najlepiej to ilustrują.
Jaki zatem jest sens głosowania?
Skoro wybrany przeze mnie parlamentarzysta nie reprezentuje mnie, to czy nie lepiej dać sobie spokój? Po co głosować? Napisałem powyżej, że „klikowacenie” partii, czy ruchów społecznych jest zjawiskiem naturalnym. Dzięki wyborom możemy czasem zmienić jedną klikę na inną. A to już bardzo wiele. Taka możliwość sprawia, że rządzący nie czują się całkiem bezkarni. Jest to namiastka (chyba ostatnia, jaka nam została) społecznej kontroli władzy. Sama możliwość odwołania i rozliczenia powoduje, że „grupa trzymająca władzę” stara się zachować przynajmniej pozory przyzwoitości.
A więc jak głosować?
Na wstępie napisałem, że nie będę podpowiadał na kogo głosować. Myślę jednak, że jeśli zasugeruję procedurę, nie zostanie to uznane za agitację wyborczą.
Kandydat, nawet jeżeli startuje po raz pierwszy, wcześniej coś robił. Jeśli jest społecznikiem, to na pewno są jakieś ślady jego działalności. Z życiorysu dowiemy się, czy działał w jakiejś fundacji, był samorządowcem, a może pracownikiem etatowym jakiejś firmy. Zatem warto go sprawdzić. Załóżmy, że działał w fundacji „Koledzy i znajomi Prezesa”. Wystarczy wejść na stronę fundacji i sprawdzić posty o nim. Jeśli takich postów nie ma, to znaczy, że niewiele robił, a więc lepiej zagłosować na kogo innego. Jeśli posty są, powinniśmy je przeczytać i zastanowić się, czy to co kandydat robił nam się podoba. Największym błędem wielu wyborców jest głosowanie na kogoś, o kim się nic nie wie tylko dlatego, że wystawiła go partia, której ufają. Mogę jeszcze podpowiedzieć, że skarbnicą wiedzy o wielu kandydatach może być nasza gazeta. Wybierzmy na parlamentarzystów tych, którzy mają konkretne dokonania, a nie tych, którzy umieją tylko obiecywać i krytykować rywali.
Michał Wodziński